Istnieją dwie wersje albumu, przy czym różnica jest taka, że w jednej z nich znajdziemy w paru utworach sample, zbliżone do tych z Clandestine. Jako, że posiadam wersję "czystą", skupię się właśnie na niej.
Zaczynamy od wyłaniającego się ze sprzężeniowego chaosu utworu zatytułowanego Eyemaster (tu nawiążę do wersji z samplami - na tym właśnie wydaniu wpleciono cytat z Hellraisera III, w którym Pinhead, parodiując Jezusa, wypowiada w kościele kwestię - I am the way). Początek jest dość powolny, ciekawy riff kotłuje się krótko z perkusją, później rytm się uspokaja, aż motyw się kończy i wchodzi kolejny. I zaraz słyszymy, coraz głośniejszy, wokal. L.G. Petrov to klasa sama dla siebie. Głos ochrypły, przepity, mocny, niski, charakterystyczny, i wprost IDEALNY. Idealnie pasuje do brudnego brzmienia albumu, idealnie pasuje do twardej, męskiej muzyki prezentowanej przez Entombed na Wolverine Blues, idealnie pasuje do wykrzykiwania bardzo chwytliwych linii wokalnych. Zwrotka co prawda pędzi na łeb, na szyję, bardzo bezkompromisowo, ale za chwilę mamy refren. Zostaje w głowie na długi czas, jest naprawdę przepotężny. Solówki wpasowane idealnie. Mamy też mostek przed ostatnim, trzecim refrenem. Trochę ponad trzy minuty mijają błyskawicznie, a my jesteśmy w następnym utworze.
Rotten Soil zaczyna minimalnie przed resztą zespołu Nicke Andersson. I trzeba zaznaczyć, że jego postawa jest nieprawdopodobna. Perkusja napędza utwory, Nicke gra ze sporą wyobraźnia i, gdzie to możliwe, wtrąca wiele smaczków, niezbyt nachalnych, ale dających się dość łatwo wyłapać. Co się zaś tyczy drugiego kawałka, to jest trochę wolniejszy od otwierającego album, ale na pewno się nie dłuży - oprócz bardzo fajnych zwrotek i genialnego refrenu, jest też spora część poświęcona na fantastyczną "riffiarnię" - aż przyjemnie się tego słucha. Przed drugą częścią "wokalną", po wybrzmieniu ostatnich taktów solówki, słychać szeptane "six, six, six" - bardzo sympatyczny smaczek.
Utwór tytułowy był chyba tym, który mnie wciągnął w ten zespół. Dwie minuty i trzynaście sekund geniuszu. Sprzężenie, brudne brzmienie gitary, dość powolne tempo i miażdzący riff, a do tego doskonała praca perkusji. No i ten głos w zwrotkach. I ten prosty, ale jaki genialny riff w refrenie. Utwór niesamowicie skoncentrowany, ale tak doskonały, że aż ciężko mi go opisać słowami, naprawdę. Majstersztyk, wzór death'n'rollowego grania. Monument.
Demon zaczyna się bardzo charakterystycznie. Wchodzi riff, milknie i krótki wrzask solo L.G. Petrova. W kolejnych taktach to Nicke Andersson ma z kolei pole do popisu. Sam utwór ma bardzo charakterystyczne zwrotki (z "dwoma" głosami Petrova) i, podobnie jak cała reszta, jest naprawdę znakomity. Brak wyraźnego, chwytliwego refrenu sprawia może, że trudniej zapamiętać drugą część kawałka, co nie zmienia faktu, że każdorazowe obcowanie z nim sprawia ogromną przyjemność.
Już półmetek. Contempt jest bardzo powolny, nawet jak na standardy Wolverine Blues. W połączeniu z bardzo dobrze napisanym, mizantropicznym tekstem, wydaje się brzmieć "najpoważniej" z całego albumu. I robi to ogromne wrażenie - gdy Lars-Goran krzyczy Emotionless! Obscene! But a human life don't mean anything to me. It's merely a seed of insanity! - mnie przekonuje. Miód.
Full of Hell z kolei należy do grupy największych hitów albumu. Refren to przykład absolutnego geniuszu - ten riff zatrzymujący się na chwilkę przed wejściem wokalu. No i sam wokal. Wszystko mi pasuje do tej pory na tej płycie, Full of Hell też nie jest wyjątkiem od reguły.
Najzabawniejszym, jeśli tak można ująć sprawę, utworem jest Blood Song. Piosenka o wampirach, z tekstem adekwatnym do tematyki. Bardzo sympatyczny refren, ale to, co wyróżnia ten utwór, to sposób podawania wokali przez Petrova w trzeciej zwrotce. Coś pięknego, to trzeba usłyszeć na własne uszy. Przyspieszenie przed tą właśnie zwrotką też znakomite, podnosi poziom adrenaliny bardzo wyraźnie.
Zbliżamy się do końca, przed nami jeszcze tylko trzy utwory. A każdy z nich, to nowość na tej płycie, znakomity! Najpierw Hollowman, promujący album na wydanej wcześniej EP-ce. Bardzo dobry tekst, bardzo dobre riffy, świetne tempo utworu, wszystko płynie jak należy. No i ten fragment - My hollow eyes are staring down the hole. Jesus, Satan, Hitler, bought my soul - coś pięknego zaprawdę.
Heavens Die to znowu świetne riffy, bardzo dobre zwrotki, charakterystyczny refren (aczkolwiek może nie tak chwytliwy jak wiele innych na płycie). Z racji swojego położenia na liście utworów nie robi aż tak wielkiego wrażenia jak większość poprzedzających go kawałków, niemniej jednak również jest absolutnie znakomity.
Out of Hand to chyba mój drugi ulubieniec na tej płycie, zaraz po utworze tytułowym. W wersji z samplami otwiera go taki sympatyczny dialog: - I am Jesus Christ! - No, you're not. You're dead. Utwór generalnie antyreligijny, antyamerykański - antykretyński, możnaby powiedzieć. Kocham riff po pierwszej zwrotce, w momencie jak Petrov stwierdza: Their flesh begins to rot! Właściwie wszystko jest tu genialne, zwrotki, REFREN (REFREN!!!), riffy, perkusja, wszystko dosłownie. No i ten kończący album okrzyk - FUUUUUUCK!!! Bezcenne.
Same atuty dostrzegam na tym albumie. W trochę ponad pół godziny Entombed daje radę zmieścić tak wiele satysfakcjonującej, brudnej, brutalnej, ale też bardzo przebojowej muzyki, że dla większości zespołów metalowych mogą być wzorem do naśladowania. Od brzmienia, przez pracę perkusji, znakomite riffy, same kompozycje, aż do genialnych wokali Petrova - tutaj wszystko jedzie jak należy. Moim zdaniem tylko jeden album Entombed może podskoczyć do Wolverine Blues, a dwa inne są bardzo blisko. Jakie? O tym się przekonacie w swoim czasie. Tymczasem - brawa na stojąco.
Ocena: 10/10
3 komentarze:
Jestem mile zaskoczony :) Spodziewalem sie nastepnego Monster Magnet, a tu Entombed. Czekalem kiedy w koncu zaczniesz go recenzowac i sie doczekalem :)
w sumie moglbym sie blagac o roznicowanie opinijne, ale to dopiero jak wyjme uszy z dupy
trza przesłuchać, entombetów nie znam, ale 2/10 nie dam ;D
Prześlij komentarz